Pierwsza połowa tego meczu bardziej przypominała mecz hokeja niż piłki nożnej. W 16. minucie Korona prowadziła już 2 do 0 po trafieniach Jewgienija Szykawki. W 22. minucie gola dla Stali zdobył Łukasz Góra, a trzy minuty później do wyrównania doprowadził Bartłomiej Poczobut. W 31. minucie kielczanie znowu wyszli na prowadzenie, bo na listę strzelców wpisał się Jacek Kiełb. Na siedem minut przed końcem pierwszej połowy znów był jednak remis za sprawą Piotra Głowackiego, który wykorzystał rzut karny.
Po zmianie stron więcej z gry mieli rzeszowianie, ale żadnej z ekip nie udało się zdobyć bramki. Tak samo było w dogrywce, dlatego o awansie do kolejnej fazy rozgrywek o Puchar Polski zdecydował konkurs "jedenastek". W nim lepiej wypadli przyjezdni. Ostatecznie korona wygrała ze Stalą w rzutach karnych 7 do 6.
- Przyjechaliśmy wygrać i mieliśmy taki plan, ale chcieliśmy go zamknąć w 90 minut. Tutaj już po pierwszej połowie było 3 do 3. Wygrywaliśmy dwiema bramkami, co nas uśpiło - powiedział po meczu Leszek Ojrzyński, trener Korony. - Bardzo dobrze, że Marcin Szpakowski strzelił ostatniego karnego. To doda mu pewności siebie i dojrzałości w poczynaniach na boisku. Wytrzymał wojnę nerwów. Nic by się nie stało, gdyby tak nie było. Oczywiście chcemy wygrać Puchar Polski i znaleźć się na Stadionie Narodowym, jednak nie za wszelką cenę. Kilku naszych się tutaj nie pojawiło, choć mogło zagrać. To poligon dla zawodników, którzy grają mniej - dodał.
