W poprzedniej kolejce Korona przegrała w Poznaniu z Lechem, a decydującego gola straciła w doliczonym czasie gry. Tym razem kielczanie wierzyli, że w starciu z Widzewem uda im się przerwać serię dziewięciu meczów bez zwycięstwa i zgarnąć komplet punktów. Z drugiej strony wiadomo było, że łodzianie będą niewygodnym rywalem, bo całkiem nieźle radzą sobie po powrocie do PKO BP Ekstraklasy.
Początek meczu to delikatna przewaga gospodarzy, z której nic jednak nie wynikło. Z czasem spotkanie się wyrównało. W 36. minucie Jordi Sanchez posłał piłkę do sitaki Korony, ale po interwencji wozu VAR sędzia Damian Sylwestrzak nie uznał gola, bo dopatrzył się pozycji spalonej. Do końca pierwszej połowy wynik nie uległ już zmianie.
Po zmianie stron to kielczanie pierwsi mogli cieszyć się z prowadzenia. W 59. minucie rzutu karnego nie wykorzystał jednak Bartosz Śpiączka. Gdy wydawało się, że obie drużyny podzielą się punktami, goście wyprowadzili w końcu skuteczny atak. W doliczonym czasie gry Mato Milos wykorzystał dośrodkowanie z prawej strony boiska i mocnym strzałem pod porzeczkę zaskoczył bramkarza kieleckiej ekipy. Po chwili arbiter główny zakończył spotkanie i tym samym na zakończenie 2022 r. Korona przegrała z Widzewem 0:1.
- Dziękuję wszystkim kibicom, którzy przyszli na ten mecz, mocno dopingowali i tylko szkoda, że my nie dopasowaliśmy do tego poziomu. Chociaż były szanse, żeby było inaczej. To spotkanie pokazało jedno, że kiedy chcemy grać w piłkę, to potrafimy w nią grać. Kiedy wkradają się nerwy i chaos, to nie jesteśmy sobą. Nad tym musimy pracować. Gratulacje dla drużyny Widzewa, bo dzisiaj okazała się od nas lepsza – podsumował mecz Kamil Kuzera, tymczasowy trener Korony.
Kielczanie mają na koncie tylko 13 punktów i zimę spędzą na przedostatnim miejscu w tabeli. Rundę wiosenną zainaugurują w ostatni weekend stycznia.