Faworytem tego pojedynku był zespół z Katalonii, ale kielczanie zapowiadali, że będą walczyć do końca i pokuszą się o niespodziankę. I rzeczywiście od samego początku wielki finał Final Four Ligi Mistrzów był niezwykle zacięty.
Co prawda Barcelona szybko objęła prowadzenie, ale gracze Łomży Vive nie pozwalali rywalowi odskoczyć na bezpieczną przewagę. Do przerwy było 13 do 14, w czym była duża zasługa kieleckiego bramkarza Andreasa Wolfa.
Po zmianie stron mistrzowie Polski szybko odrobili stratę i momentami to oni prowadzili grę. Ostatnie sekundy regulaminowego czasu gry to prawdziwy horror. Jeszcze trzy minuty przed końcem było po 27. Później skutecznie karnego wyegzekwował Gomez, a nieporozumienie między Kuleshem a Karaciciem spowodowało utratę piłki. Po drugiej stronie pomylił się jednak Dika Mem. Tuż przed końcową syreną Artsem Karalek zdążył jeszcze wykorzystać świetne podanie od Kulesha, a to oznaczało, że powtórzyła się historia z 2016 r. i znów o tytule musiała zadecydować dogrywka.
W doliczonym czasie gry nikt nie wypracował sobie większej przewagi. W poczynaniach obu drużyn widać było sporo nerwowości. Ostatecznie po upływie 10 minut na tablicy świetlnej był remis po 32 i o wszystkim decydowały karne.
Pierwszego karnego dla Barcy trafił Gomez, ale po chwili odpowiedział Arkadiusz Moryto. W następnej kolejce nie pomylili się Mem i Karacić. Niestety w trzeciej serii Wolfa pokonał Richardson, a karnego Alexa Dujshebaeva obronił Gonzalo Perez de Vargas. Później z siódmego metra pewnie rzucali Ali i Dani Dujshebaev, więc o wszystkim decydowała ostatnia seria. W tej Wolfa pokonał Ludovic Fabregas i zwycięstwo Barcelony stało się faktem.
