W pierwszej połowie na boisku działo się niewiele ciekawego. Gospodarze, choć grali ambitnie, nie oddali żadnego celnego strzału. Więcej wydarzeń było na trybunach. Z powodu odpalenia rac przez kibiców gospodarzy i zadymienia boiska sędzia Tomasz Musiał przerwał grę, a później doliczył do pierwszej części aż osiem minut.
Po zmianie stron Korona wciąż dość długo nie zagrażała rywalom. Wydawało się, że kluczowa będzie 61. minuta, bo drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę zobaczył kapitan gości Mateusz Wieteska. Mimo osłabienia to jednak legioniści dążyli do objęcia prowadzenia i udało im się dopiąć swego w 73. minucie - po dośrodkowaniu z prawej strony Pawła Wszołka skutecznym strzałem głową popisał się Albańczyk Ernest Muci.
Gospodarze nie mieli już nic do stracenia i w końcu zaatakowali odważniej. Na efekty nie trzeba było długo czekać - w 83. minucie wyrównującą bramkę po efektownym strzale zdobył Jakub Łukowski. Do końca wynik już nie uległ zmianie, choć kielczanie byli blisko sprawienia niespodzianki.
- Szacunek dla moich piłkarzy. Można być dumnym z tego, jak chwilami grali przeciwko bardzo dobrej drużynie. Mieliśmy plan na ten mecz. Nie kombinowaliśmy w środku pola, bo wiedzieliśmy, że Legia ma tam przewagę. Staraliśmy się grać bezpośrednio do napastników, którzy mieli utrudniać zadanie obrońcom rywali. Na koniec pozostał niedosyt, ale szanuję ten jeden punkt - powiedział po meczu Leszek Ojrzyński, trener Korony.