Na nową łódź olimpijską tego typu trzeba wydać około 50 tysięcy złotych. Ta, z której niedługo będzie korzystała Natalia Nadrzewia produkowana jest tylko w trzech miejscach na świecie. Jak to się stało, że bez własnej, porządniej łodzi kielczanka odnosiła sukcesy? Sprzęt zawsze był pożyczany.
- Wcześniej pożyczałam łódki i tak wyglądał cały sezon. O ten pożyczany sprzęt trzeba bardzo dbać, nawet bardziej niż o własny – opowiadała Natalia Nadrzewia. - Teraz największym wyzwaniem dla mnie będzie zmiana klasy na większy żagiel, który będzie ode mnie więcej oczekiwał. Myślę, że będę musiała się bardziej spiąć, pracować i nie zniechęcać się – mówiła żeglarka z Kielc.
Dzięki nowej łódce Natalia Nadrzewia będzie mogła osiągać jeszcze więcej.
- Zdecydowanie tak! W żeglarstwie mamy do czynienia z wyścigiem technologicznym. Im lepszy sprzęt, tym większe szanse na medale. Nasza zawodniczka już ściga się na poziomie Mistrzostw Europy. Ostatnio była siódma. Dlatego nie może już startować ze sprzętem jak „z marketu”. Musi mieć porządną łódź - przekonywał Andrzej Kosmala, prezes Świętokrzyskiego Okręgowego Związku Żeglarskiego.
Symboliczny voucher kielecka zawodniczka odebrała z rąk Anny Krupki, wiceminister sportu, kultury, dziedzictwa narodowego i sportu oraz Tomasza Chamery, prezesa Polskiego Związku Żeglarskiego. O wsparcie prosili rodzice Natalii oraz przedstawiciele klubu, w którym trenuje.