Przypomnijmy, zjeżdżając do nowohuckiej zajezdni, wagon jadący al. Pokoju nagle, na wysokości skrzyżowania z ul. Centralną wypadł z szyn, ściął słup trakcyjny, a niemal wszystkie jego człony znalazły się poza torowiskiem. Niewiele brakowało, a pojazd pojechałby dalej jezdnią al. Pokoju w kierunku ronda Czyżyńskiego. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Niestety w wyniku zdarzenia tramwaj mocno ucierpiał.
Te uszkodzenia pierwszego członu były bardzo poważne, na tyle, że tę część trzeba było całkowicie odbudować w bydgoskiej fabryce. Stąd też tak długi czas naprawy - prawie 2,5 roku - i duże koszty - stwierdza Marek Gancarczyk, rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Krakowie.
Koszty o których mówi to niemal 2 mln. zł. Marek Gancarczyk podkreśla, że naprawa i tak była opłacalna, bo nowy tramwaj kosztuje ok. 8 mln. zł.
Do dzisiaj niewyjaśnione pozostają przyczyny wypadku. MPK zapewnia, że pojazd był sprawny, a motorniczy jechał z odpowiednią prędkością. Również zarządca infrastruktury nie ma sobie nic do zarzucenia.
Mogę powiedzieć, że po każdym wykolejeniu MPK sprawdza wszystkie elementy, które mogły być przyczyną wypadku. Jeżeli chodzi o tamto zdarzenie, to w tym miejscu prędkość dopuszczalna to 50 km/h i ona nie została absolutnie przekroczona. Po drugie sprawdziliśmy komisyjnie wagon - wózki i koła - nie było żadnych zastrzeżeń - stwierdza Marek Gancarczyk.
Z naszej strony nie znaleźliśmy żadnych usterek w infrastrukturze, które mogły być przyczyną tego wykolejenia, a ponieważ później nie dochodziło w tym miejscu do żadnych wykolejeń to doszliśmy, że to musiała być składowa wielu czynników, więc twardej konkluzji nie ma - zapewnia Michał Pyclik z Zarządu Dróg Miasta Krakowa.
Niestety, powracający do miasta tramwaj okazał się mocno kapryśny. Po kilku godzinach pracy musiał zjechać do zajezdni z defektem hamulców. Problem, został jednak szybko rozwiązany i wagon znów wozi pasażerów na linii 52.