– Myślę, że nie tylko dla mnie było to zaskoczenie. Wieczorem, 24 lutego 2022 roku, wiedziałem, że chcę pomagać – mówi nam Magdalena Łuczyn.
Kobieta dołączyła do Lubelskiego Społecznego Komitetu Pomocy Ukrainie, który zawiązał się przy Centrum Kultury. Dla wolontariuszki to była oczywista decyzja, bo już wcześniej angażowała się w pomaganie innym i działania na rzecz ochrony praw człowieka.
Tym razem było jednak inaczej. – Najbardziej pamiętam bezsilność, którą czułam i ja, i osoby który zgłaszały się po pomoc – wspomina. Na początku trzeba było działać szybko i momentami intuicyjnie. – Skupialiśmy się na doraźnej pomocy, zapewnieniu osobom uciekającym bezpieczeństwa i dachu nad głową. Głównie były to mieszkania prywatne – mówi wyraźnie wzruszona.
Pomoc bywa warunkowa
To, co kobieta najbardziej pamięta to historia uciekającego przed wojną czarnoskórego mężczyzny. Wolontariuszka została poproszona o pomoc rodzinie, której członek nie posiadał ukraińskiego paszportu.
Okazało się, że uchodźca był obywatelem jednego z państw afrykańskich i jak relacjonuje nam Łuczyn, nie mógł liczyć na te same warunki, jakie otrzymywały osoby z ukraińskim obywatelstwem.
– W związku z tym, że była to cała rodzina, składająca się z dwojga dorosłych, chłopca oraz kota, to nie chcieli się oni rozłączać – zdradza nam kobieta.
Rodzina najpierw trafiła do Zamościa, potem do Lublina, skąd dzięki staraniom wolontariuszki i pomocy jej znajomych pojechali do Warszawy.
– Tam uzyskali pomoc od osób, które zajmowały się rozwiązywaniem spraw osób bez ukraińskiego obywatelstwa – wspomina Łuczyn. – Ta sytuacja pokazała mi nierówność systemu, ale też miała podłoże rasistowskie – dodaje.
– Na szczęście rodzina przebywa teraz u krewnych w Niemczech. Ta historia wryła mi się jednak mocno w pamięć – twierdzi wolontariuszka.
– Pomoc w Polsce była ogromna, ale jest warunkowa. Nie każdy, kto ubiega się o status uchodźcy, ją otrzymuje – puentuje kobieta.
Źródło: Rocznica Wojny w Ukrainie. Lubelska wolontariuszka wspomina najtrudniejsze chwile