Sytuacja lotniska jest bardzo zła - na początku roku na koncie portu było ponad 65 milionów złotych - pod koniec października niecałe 30 milionów. Chociaż lotnisko do końca miesiąca planuje przywrócić kilkanaście połączeń międzynarodowych to obostrzenia zniechęcają do podróży. Dodatkowo sezon jesienno -zimowy nigdy nie cieszył się sporą popularnością. W związku z tym Ławica musiała podjąć działania mające na celu minimalizację wydatków, po to by nie stracić płynności finansowej - to między innymi uruchomienie obligacji, czy układ ze związkami zawodowymi, ale to nie wszystkie działania.
Oznacza to zmniejszenie zatrudnienia o 17%, cięcia etatów, część pracowników odchodzi dobrowolnie, część w ramach różnych ustaleń. Wiąże się to też z umniejszeniem pensji - mówi radny Miasta Poznań, Paweł Sowa.
Chociaż państwo wypłaciło lotnisku niecałe 7 milionów złotych z tytułu rekompensat za zamknięcie portu lotniczego wiosną ta kwota jest zbyt mała.
Kwota ta nawet nie pokrywa kosztów operacyjnych gotowości do pracy. Były to koszty rzędu ponad 10 milionów złotych. Ławica mówi o potrzebie 30 - 40 milionów złotych - to są te straty, które wynikają z sytuacji związanej z koronawirusem - dodaje.
Kolejnym problemem lotniska są odszkodowania za między innymi hałas, z tytułu których do tej pory wypłacone zostało 114 milionów złotych. Zdaniem radnego poprawić sytuację lotniska potrzebne są spotkania trójstronne - czyli związkowców, zarządu portu oraz właścicieli, którymi są Miasto Poznań, Urząd Marszałkowski oraz Państwowe Przedsiębiorstwo Porty lotnicze.