Hotel Paradise 9. Maja i Wojtek wygrali program
Hotel Paradise 9 wygrała Maja Dudzińska z Wojciechem Gromadzkim. Cały sezon wywołał ogromne emocje przez zmiany i uczestników. Od początku było powiedziane, że powroty są tylko na konkretnych warunkach - po walce innych hotelowiczów w konkurencji "łapania piłeczki". Przegrany odpadał, a na jego miejsce wracała wcześniej wyeliminowana osoba.
Uczestnicy już na samym początku zostali wstępnie połączeni w pary. Co ciekawe, nikt z nich nie wytrwał do końca w takim połączeniu. Po drodze, jak to w Hotelu Paradise wydarzyło się kilka dram. Maja Dudzińska "stoczyła bój" z Julią Godlewską o serce Wojciecha Gromadzkiego. Julia Pławiak została zraniona przez Jakuba Teodorskiego. Romantyczna relacja Sandry Madery z Mateuszem Chłopkiem rozpadła się krótko po programie.
Przerwana konkurencja w Hotelu Paradise
Jak się okazało, w Hotelu Paradise 9 działo się naprawdę sporo. W jednej z części rozmowy, Maja Dudzińska zdradziła, jak wygląda final Hotelu Paradise. Ostatnio postanowiliśmy ją zapytać o przebieg konkurencji. Czasami uczestnicy czekali ponad 30 minut na miejscu na konkretną konkurencję. W takich momentach uciekali oni pod altankę, aby chronić się przed słońcem. Oczywiście produkcja dbała o to, żeby uczestnicy mieli odpowiedni krem do twarzy. Jak się jednak okazało, jedna z konkurencji w Hotelu Paradise została przerwana.
- Podczas testu wiedzy o poprzednich edycjach Hotelu Paradise pamiętam, że w trakcie tego zadania zaczęło dosłownie lać. Musieliśmy przerwać konkurencję i czekaliśmy pod jakąś altaną. Dopiero potem wróciliśmy do nagrywania - powiedziała Maja dla Voxa.
Hotel Paradise: kto robi pranie uczestnikom?
Internauci od dawna zauważają, że uczestnicy często przyjeżdżają na dłużej tylko z dwiema walizkami. Od dawna wiadomo, że niektóre uczestniczki wymieniały się między sobą sukienkami czy butami. Tak samo było z Mają.
- Początkowo nie chciałam wymieniać się ciuchami, ale potem byłam już znudzona i wymieniałam się między innymi z Olą - powiedziała Maja.
A co z praniem?
- Zanosiliśmy rzeczy do jednego miejsca. Tam były worki na pranie i każdy był podpisany. Jak ktoś szedł na setkę, to zanosił. Po kilku dniach wszystko było wyprane - powiedziała Maja.
Dodała na koniec, że często cięższe worki nosili panowie.