Chociaż 18 stycznia do szkół wróciła część uczniów, to kluby, kawiarnie, puby, siłownie, kina czy restauracje wciąż pozostają zamknięte. Przedsiębiorcy mówią - mamy dość! Część 'knajp' otworzyła się dla klientów mimo trwającego zakazu. Mimo ciągłych 'wizyt' policji i sanepidu starają się działać. Klienci otrzymują posiłki 'na wynos', ale nikt nie zabrania im usiąść przy stoliku. Pracownicy dezynfekują powierzchnie i obsługują ich w maseczkach. A chętnych do wsparcia biznesu nie brakuje. O to, jak wygląda posiłek w nielegalnie otwartej jadłodajni, zapytaliśmy ich klientów.
- Wyjście do otwartej, mimo obostrzeń restauracji, gdzie można zjeść na miejscu, budzi podwójny dreszczyk emocji. Sam fakt spotkania z ludźmi, porozmawiania z obsługą, odwiedzenia ładnego miejsca, zjedzenia posiłku jest satysfakcjonujący. Jednak dodatkową nagrodą jest owoc zakazany, który smakuje, wiadomo, najlepiej. Oczekując na posiłek, wszyscy wypatrują, jak za dawnych czasów czy 'wejdą, czy nie wejdą' , szukając wzrokiem policji. Obsługa traktowana jest jak bohaterowie, nie szczędzi się miłych słów, na gości czekają niekiedy spontaniczne brawa za odwagę. Ale dalej część obostrzeń funkcjonuje - nie można liczyć na prawdziwy talerz lub piwo w kuflu. Choć taki wypad to grzeszna przyjemność, to czekamy, aż rządzący zdecydują się przywrócić normalność, kolacja w restauracji będzie tą grzeczną częścią randki.